Jak bieganie pomogło mi wrócić do życia
Podobno miałem dużo szczęścia w nieszczęściu, ale też na pewno temu szczęściu pomogłem. Mózg to jeden z kluczowych narządów dla prawidłowego funkcjonowania naszego ciała i chyba nie trzeba nikogo do tego przekonywać. A u mnie ten narząd kilka, a może nawet i kilkanaście lat temu, został zaatakowany przez wroga, który powoli narastał, przybierał na masie, na sile i niszczył korę mózgową, a co za tym idzie, utrudniał normalne działanie. Niezbędny był zatemzabieg chirurgiczny, którego efektem oprócz usunięcia niechcianego gościa, było także wycięcie kawałka zdrowego elementu płata skroniowego.
Nie wiem czy to standard, ale w moim przypadku, ponieważ zabieg był związany z trepanacją czaszki, musiałem podpisać zgody na sporo ryzyk z nim związanych, jak paraliż kończyn, zaburzenie widzenia czy upośledzenie pamięci. Wynika to z tego, że w mózgu są miliony neuronów, które odpowiadają za pewne czynności i których nie można odbudować po uprzednim uszkodzeniu, ale za to można pracować nad nowymi połączeniami, które zastąpią te uszkodzone, a to wszystko dzięki plastyczności mózgu. Aby jednak tak się stało, mózg musi być dobrze zaopatrzony w tlen i składniki odżywcze. Te natomiast docierają do celu przez naczynia włosowate, których jako reprezentant sportów wytrzymałościowych mam więcej i mają one większy przekrój.Punkt dla mnie w tej walce. „Aby dobrze funkcjonować, mózg potrzebuje tlenu. A tlenu dostarcza hemoglobina zawarta we krwi, która dopływa tętnicami…” Pracowałem też nad rezerwą kognitywną, czyli takim buforem bezpieczeństwa na wypadek uszkodzenia naszego najcenniejszego narządu. Chodziło o to, aby cały czas stymulować mózg nowymi bodźcami i przy ewentualnych stratach w neuronach, móc zastąpić szybko innymi połączeniami.
I to by było na tyle z teorii, a jak było w praktyce… Przebudzenie dzień po zabiegu, lewa ręka się rusza, noga też i palce tańczą jak im zagram. Uff, paraliż lewej strony wykluczony. Teraz szybko, jak nazywał się mój lekarz, bez zastanowienia odpowiedz w myślach, kolejny punkt dla mnie, zagrożona pamięć krótkotrwała bez zarzutów. Lewy kąt widzenia, macham palcami, wszystko widzę i liczę bez zastrzeżeń szybciej niż w excelu. Bolą mnie tylko 2 rzeczy: szczęka, ale zwalam na opuchliznę (i słusznie, co się potem okazało) oraz achillesy! Ze 3 dni mnie rwały jakbym robił wspięcia z gryfem 200kg,albo jakby mnie ciągali między salami zamiast wieźć na łóżku. Skąd ten ból? Do dziś nie wiem i raczej się już nie dowiem, a może faktycznie mnie ciągali 🙂
Jeszcze rekonwalescencja. Google mi powiedziały, że może trwać miesiącami, że po kilku tygodniach wstanę z łóżka, co ja zrobiłem dzień po zabiegu za potrzebą (cewnik strasznie boli). Sporo osób mnie odwiedzało i chcąc być gościnny każdego odprowadzałem, szedłem na spacer, aż pewnego razu policzyłem na mapie, że przeszedłem 6,5km wokół kompleksu szpitalnego. Dyżurna pielęgniarka na pytanie odwiedzającej mnie koleżanki, w której sali leżę, udzieliła odpowiedzi z numerem, dodając jednak od razu, że i tak nigdy mnie tam nie ma. Czyli powrót do sił bardzo szybki, niczym moja życiówka na 60m ze szkoły podstawowej, jakieś 9s (pomiar ręczny oczywiście, na betonowym boisku).Po tygodniu zdjęcie szwów i wypis do domu. Po trzech tygodniach spróbowałem lekkiego biegu (całe 2km), ale rany były jeszcze zbyt świeże, więc odpuściłem sobie jeszcze 1dzień. Wiele osób po takim czasie wciąż leży w łóżku szpitalnym…
W tym całym procesie dochodzenia do siebie uważam, że nie bez znaczenia miał również fakt, że byłem w życiowej formie biegowej. 2,5tyg. przed zabiegiem zrobiłem 3x3km śr. po 3.10 zakwaszając się na 2mmole, czyli jak na biegu ciągłym. I teraz cała energia drzemiąca w moim organizmie, która miała eksplodować podczas Półmaratonu Warszawskiego, została wykorzystana tydzień później do obudowy po operacji.
Jest jeszcze sfera psychologiczna, która wg. mnie odgrywa również niebagatelną rolę w takich skrajnych sytuacjach. Podstawą jest pozytywne myślenie i to poza małymi kryzysami udawało mi się zachować.
Miałem także wsparcie bliskich mi osób, które jest nie do przecenienia.
Pomogła mi również natura sportowca czyli osoby, która nie odpuszcza, nie poddaje się, ma większą tolerancję na ból i walczy do końca. Podszedłem do tego doświadczenia jak do wyścigu, najtrudniejszego i najbardziej wymagającego w moim życiu z najcenniejszą nagrodą. Przyjąłem taktykę ofensywną, bez kompromisów i półśrodków, interesowało mnie tylko zwycięstwo nad tym podstępnym przeciwnikiem, który w skrajnych przypadkiem jest mistrzem biegania tyłem. Wiedziałem ile jeszcze przede mną wspaniałych chwil, momentów i emocji czeka w przyszłości i nie zamierzałem się łatwo poddawać. Czy to pomogło? Ciężko naukowo zweryfikować.
Bieganie dało mi również wsparcie w przetrwaniu najtrudniejsze chwile przed operacją. Od potwierdzenia diagnozy musiałem czekać 2tygodnie na zabieg, bardzo długie 2 tygodnie. Ponieważ nie chodziłem już do pracy, miałem bardzo dużo czasu na myślenie co nie było wcale dobre. Aby uciec nieco tych czarnych refleksji egzystencjalnych biegałem. Ponieważ lekarz mi nie zabronił, to biegałem dużo. Skupiałem się wtedy na oddechu, na technice, na kroku, na wszystkim oprócz tego co mnie za chwilę czeka. To był mój czas, który chciałem w pełni wykorzystać-cudowny stan. I pomagało, a wracając do domu nie miałem już siły myśleć dalej bo byłem tak zarąbany. W 3tyg. do operacji zrobiłem 430km, w ostatnim tygodniu zaliczyłem 2treningi tempowe dzień po dniu. Jeden z czołowym polskim przeszkodowcem, drugi z bardzo dobrym maratończykiem i dałem radę bo byłem przecież w życiowej formie. Wszystko niepoprawnie metodycznie ale nie to było wtedy najważniejsze. Najważniejsze było znalezienie dla mnie odskoczni od tego całego napięcia i bieganie mi ją dawało. Ruszałem się do ostatniego dnia wyjazdu do szpitala.
Chyba naprawdę jestem szczęściarzem, ale takim świadomym, który rozumie i docenia to, co mnie spotkało. Los się do mnie uśmiechnął i trafiłem na wspaniały zespół lekarski, do zaleceń którego się stosowałem i które były dla mnie najważniejsze. Ale jestem też szczęściarzem, bo zacząłem kiedyś biegać i te dziesiątki tysięcy pokonanych kilometrów oddały mi swoją moc w tym granicznym doświadczeniu.
Dobrze jest mieć pasję.
Źródło:
- Najlepsze lekarstwo to my! Frederic Saldmann 2015r.
- http://www.szarakomorka.pl/cms/baza-wiedzy/zagadnienia/rezerwa-poznawcza