Trening na bieżni mechanicznej

Zima wciąż ma się dobrze, i nie chodzi już tu nawet o temperaturę, ale o lód i śnieg zalegający na trasach, a sezon coraz bliżej, trzeba więc zacząć szukać prędkości w treningu kosztem objętości. Nawet w Warszawie, gdzie jest najwięcej ulic czy chodników, ciężko jest znaleźć miejsce do wykonania bez większego ryzyka dobrego jakościowo treningu. I wtedy na ratunek przychodzi bieżnia mechaniczna, w której właściwości wierzę, której jestem małym fanem, i z której usług regularnie korzystam. A co mnie cieszy jeszcze bardziej, spotkałem się niedawno z opiniami biegaczy dużo lepszych ode mnie, którzy też ratują się bieganiem w pomieszczeniu przy obecnych warunkach.
Kiedyś już wchodziłem głębiej w teoretyczne aspekty bieżni mechanicznych i teraz wracam do nich bogatszy o te kilkaset pokonanych kilometrów. Generalnie te urządzenia dzielą się na dwa podstawowe rodzaje: magnetyczne, napędzane siłą naszych mięśni (nigdy takiej nie spotkałem w około 10 siłowniach, w których byłem) oraz elektryczne, najbardziej popularne z własnym, niezależnym napędem. Są one wg mnie w zupełności wystarczające w codziennym treningu amatora, rozpędzane często do 18 czy 20 km/h co równa się odpowiednio tempu 3:20 i 3:00 min/km.
Na pewno na niekorzyść bieżni mechanicznych przemawia cena. Żeby z niej korzystać trzeba albo zainwestować ponad 1000zł w jakiś podstawowy sprzęt albo kilkadziesiąt złotych w karnet na siłownię. A z bieganiem na zewnątrz jest tak, że wychodzisz i lecisz – za darmo.
Jakimś plusem korzystania z bieżni, jeżeli mamy ją w domu, jest oszczędność. Wystarczy założyć strój i lecieć. Nie trzeba gdzieś podjeżdżać do parku, lasu czy przedzierać się nawet biegiem przez pół miasta w jakieś przyjemniejsze rejony do treningu. Jeżeli korzystamy z urządzeń na siłowni to logistyki też nie unikniemy.
Ale pojawia się kolejny plus, którego wcześniej nie dostrzegałem czyli smog. Tej zimy wyjątkowo długo jest mroźno, bezwietrznie, a co za tym idzie śmierdząco. Niektórzy lekarze nawet odradzają wzmożonych aktywności na powietrzu aby nadmiernie nie wentylować płuc i nie wciągać trujących związków. W domowym zaciszu czy na siłowni na pewno problem zanieczyszczenia jest mniejszy.
Natomiast chyba jednym z najważniejszych zagadnień, które zdarzyło mi się poruszać w dyskusjach na temat bieżni jest technika biegu. Mogę się zgodzić z jednym: jest ona nieco inna. Tutaj taśma bieżni wykonuje za nas część pracy kręcąc się nam pod stopami. Jeden z kolegów ostatnio mi powiedział, że moja technika się pogorszyła, tyłek „usiadł”, a sylwetka zgięła łącząc to z ostatnim, całkiem obfitym kilometrażem robionym na bieżni.
Trochę to ciężko zweryfikować czy faktycznie jest gorzej, a nawet jeśli, to na ile jest to efekt zaniedbań w treningu uzupełniającym, większej masy, a nie kręcenia 80 km na bieżni. Ja natomiast uważam wręcz odwrotnie, że dzięki przewidywalnym warunkom panującym na taśmie, można nad techniką mocno popracować eksperymentując z kadencją i długością kroku. Przeważnie w siłowniach są lustra z boku czy z przodu co pozwala dokonywać ciekawych obserwacji, korygować błędy i szukać optymalnego ułożenia ciała. Bieżnia przez swój zamknięty charakter konstrukcji, otoczenie wyświetlaczem oraz barierkami, powoduje podświadome skracanie kroku co w kontekście biegów długich nie jest złe.
Niektórzy twierdzą też, że bieżnia rozleniwia swoją monotonnością, że nic się nie dzieje, że wystarczy podnosić nogi do góry, a metry same przeskakują na pulpicie. I z tym też się nie zgodzę, bo mnie bardzo mobilizuje. Gdy zaczynam wychodzić ze strefy komfortu to nic tak świetnie nie dopinguje i nie dodaje sił jak myśl, że możesz spaść, zostać przemielonym i poparzonym kręcącą się taśmą. Już kilka razy bieżnia pomogła mi wyjść z biegowego dołka, zrealizować jednostki poziom wyżej, które następnie przełożyły się na szybkie treningi na zewnątrz.
Co jest również fajne w tych urządzeniach to możliwość kombinowania z kątem nachylenia. Można zaaplikować sobie bieg pod górkę i przez kilka kilometrów cierpień ćwiczyć psychikę oraz wzmacniać mięśnie nóg bez konieczności pokonywania niezdrowych zbiegów, co w warunkach naturalnych praktycznie jest niemożliwe. W latach swojej młodości miałem takie treningi na obozach 5-6 km podbiegu, wolno, pewnie jakieś 6 min/km ale zawsze na szczycie czułem się jak zwycięzca i czułem moc w kolejnych etapach przygotowań. Jeżeli chodzi o nachylenie to przy zwykłym biegu ustawiam 1 stopień aby polepszyć amortyzację oraz odwzorować w pewien sposób trudności terenowe gdzie przecież nie zawsze jest płasko jak stół. Biegając na bieżni dostajemy bonus w postaci braku oporu wiatru, więc nie można iść na zbyt dużą łatwiznę, bo jeśli to by dawało takie super efekty to powinniśmy pochylać taśmę w dół (takie bieżnie też są) i zasuwać codziennie treningi życia. Uważam, że w treningu trzeba być optymistą operującym na prędkościach rzeczywistych, realistycznych, a nie życzeniowych, ponieważ biegi na bieżniach mechanicznych nie mają atestu PLZA i życiówki na nich uzyskiwane nie mogą zostać uznane za oficjalne.
Co czasami jest zaletą czyli brak oporu wiatru, może również okazać się wadą gdyż oznacza on również brak chłodzenia. Spotkałem się w jednym miejscu z bieżnią z nawiewem, ale te podmuchy były ledwie odczuwalne. Organizm bardzo szybko się grzeje przy wysiłku w miejscu, a małe pomieszczenia tylko potęguje ten stan. Znam kilka przypadków, gdy biegacz musiał odpuścić założenia bo przegrzał się fizycznie i psychicznie pomimo umiarkowanych założeń. Trzeba pamiętać o nawodnieniu, przy dłuższych treningach również w trakcie biegu, bo można szybko opaść z sił. U mnie standardem jest spadek masy ciała o 2 kg przy intensywnych 20 km wykręconych na bieżni.
Tak wyglądam po treningu na bieżni, często dużo gorzej.
I jeszcze jeden nieprzyjemny aspekt związany z obfitym wydzielaniem potu w celu schłodzenia ciała czyli odciski. Dopóki nie nastąpi adaptacja stóp do takiej radykalnej zmiany gdzie wręcz pływają w butach to bardzo łatwo o bolesne i dość obszerne odciski. Niby nie są szczególnie groźne, ale jednak bolesne i niekomfortowe dlatego warto w trening na bieżni wchodzić spokojnie, analogicznie do całego procesu przygotowawczego.
Podsumowując, ja nie zrezygnuję z alternatywy jaką są treningi na bieżni mechanicznej. Uważam to za wartościowy substytut jakościowych jednostek biegowych, bardzo dobrze sprawdzający się w naszej klimatycznej rzeczywistości.