Przerwa po sezonie, głupcze!

Od razu wyjaśnienie na początku: nikogo nie zamierzałem obrazić. Chciałem tylko niczym Bill Clinton „delikatnie” podkreślić powagę tematu, tak w amerykańskim stylu bo przecież wybory w USA są teraz na czasie. Bo biegacze nie są maszynami, są ludźmi, wyjątkowymi ale jednak wciąż tylko ludźmi, których dotyczą prawa biologii tak jak resztę populacji. Jedno z tych praw mówi, że nasze organizmy się męczą podczas wysiłku, a bieganie przecież nim właśnie jest. Jest nieustannym bodźcowaniem, zadawaniem przyjemnego, subtelnego i wyrafinowanego bólu w imię poprawy zdrowia, sylwetki, a na końcu, wreszcie wyników sportowych. I aby materiał, z którego jesteśmy zbudowani nie zawiódł i się nie rozsypał, abyśmy stawali się coraz lepsi, silniejsi musimy tym materiałom dać odpocząć. Bo nie da się naparzać cały rok, tydzień w tydzień, dzień w dzień z pełną mocą. Proces treningowy musi być podzielony na okresy (nie tylko na takie gdzie się coraz mocniej szlifuje formę), a jednym z nich powinna być obowiązkowa przerwa po sezonie. Przerwa polegająca na nic nie robieniu! Tzn. można i nawet trzeba robić wiele, wykorzystać ten czas chociażby na nadrobienie zaległości w zabawie ale kategorycznie nie wolno biegać.
Człowiek potrzebuje takiego resetu, zarówno psychicznego jak i fizycznego. Mięśnie, kości, ścięgna również potrzebują złapać drugi oddech. Jeżeli nie damy im takiej możliwości to nie będą, w najlepszym wypadku pracować efektywnie, a w najgorszym dojdzie do kontuzji. Rozpoczynając okres wprowadzający do nowego sezonu czyli same spokojne biegi, biegi ciągłe, zmienne, urozmaicane przebieżkami mamy czuć powiew świeżości w mięśniach. Jeżeli będą skamieniałe już na początku to na pewno nie wydobędziemy z nich całego potencjału.
Drugim, nie mniej ważnym aspektem posezonowego resetu jest psychika. Głowa to jeden z kluczowych elementów sportowej układanki i musi też być oczyszczona. Mamy się przegłodzić aby po tej chwili przerwy jednym z naszych największych pragnień był powrót na biegowy szlak. Mamy nabrać ponownie chęci do ciężkiej pracy, zobaczyć tego sens, zapragnąć się ponownie upodlić wysiłkiem fizycznym, zatęsknić za torsjami. Jeżeli bieganie nam spowszednieje to efekt treningowy będzie co najwyżej średni. Trzeba obudzić w sobie ducha walki, nastawić się na bicie rekordów w kolejnym sezonie, dokonać szczerych podsumowań, wyciągnąć wnioski i wyznaczyć realne cele na przyszłość.
Pytanie pierwsze, ile taka przerwa powinna potrwać?
To zależy jak mocno trenowaliśmy i jak intensywny był sezon. Raczej standardowo powinno się leżeć i pachnieć (nie potem) od 2 do 6 tyg. Jeżeli ktoś biega 3 razy w tygodniu to nie musi mieć tak długiej przerwy jak osoby wykonująca 10 jednostek w 7 dni. Ja np. w ogóle teraz nie robiłem pauzy z powodu kontuzji mózgu, która mi skutecznie ograniczyła lub całkowicie wyeliminowała trening przez wiele miesięcy roku 2016. Uważam jednak, że 2 tyg. to minimum, chociażby dla głowy.
Pytanie drugie, co robić w czasie tej przerwy?
Wszystko, byle nie biegać! Można pojechać na wakacje, poleżeć na plaży, pokąpać w morzu, iść na imprezkę, odwiedzić zaniedbanych przyjaciół, wybrać na pielgrzymkę, zjeść coś niezdrowego (a nawet napić) czyli jednym słowem robić wszystko to, na co ma się ochotę, a czego nie wypada robić w czasie sezonu. Jest też opcja bardziej profi czyli zadbanie o odnowę, regenerację i odbudowę organizmu. W wersji podstawowej może to być poleżenie w jacuzzi, kąpielach solankowych, zafundowanie sobie kilku wejść do sauny czy wizyt u masażysty. W wersji rozbudowanej to może być sesja wejść do kriokomory, wycieczka do spa, do uzdrowiska, gdzieś do specjalistycznego ośrodka odnowy, gdzie się nami zajmą profesjonaliści od stóp do głów.
Musicie zaufać, że te kilka tygodni zleci bardzo szybko i nie będzie miało żadnego negatywnego wpływu na kolejne przygotowania, a ewentualne dodatkowe kilogramy (jeżeli ktoś je liczy) zostaną spalone, w krótszym czasie niż się pojawiły. Naprawdę 14 czy 21 dni leniuchowania to jest nic w porównaniu z ponad 300 dniami orki, które nas jeszcze czekają, a jednocześnie tak wiele, że może nas ta krótka przerwa uratować z potencjalnie czyhających pułapek.