Dobry tydzień z turbo weekendem
Chyba coś w końcu drgnęło w moim treningu. W prawdzie wciąż mi bliżej figurą do prosiaka niż antylopy ale jednak biega się nieco łatwiej czyt. szybciej. Na pewno miało na to wpływ kilka czynników.
Po pierwsze trenuję regularnie. 5-6 razy w tygodniu sam chodzę się ruszać plus zajęcia dodatkowe, które prowadzę czyli jestem na najlepszej drodze do złapania starego rytmu treningowego i zawodowego.
Po drugie oddała mi połówka z Zielonej Góry. Choć wynik był przeciętny to jednak trasa wymagająca, która mnie mocno sponiewierała. Tak jak już pisałem wcześniej, oberwało się moim mięśniom, że 3 dni czułem zakwasy w czwórkach, a to u mnie znak, że było biegane. Start w tym półmaratonie był jednocześnie dla mnie mega treningiem, który podrzucił mnie minimum 1 poziom wyżej z moją formą.
Po trzecie głowa tzn. psycha, a właściwie jedno i drugie bo wszystko jest powiązane. Po przeczołganiu mnie przez kolejne gabinety lekarskie, dowiedziałem się, że z moją głową, a dokładniej jej wnętrzem jest coraz lepiej, prognozy są tylko lepsze, a to z kolei dało mi psychiczny luz i mogę teraz po woli wracać do standardowych obciążeń fizycznych, ze zgodą formalną.
I co z tego wszystkiego wynika? A wynika kilka dobrych treningów. Choć jak na wstępie zaznaczyłem, daleko mi jeszcze do osiągnięcia sylwetki startowej, to jednak biega się coraz lepiej. Jak noga podaje i wieje w plecy to w czasie rozbiegań już wchodzę na tempa 4.20-15 bez pocenia się. Jeszcze niedawno było to 30 s wolniej na km. Do tego jeden bieg ciągły 10 km w 36.10 choć tu akurat nie mam pewności czy był to czysty II zakres. Nie miałem jednak przy sobie narzędzi żeby to sprawdzić bardziej naukowo, więc sobie wmawiam, że był i jestem coraz mocniejszy. Dzień wcześniej krótkie rozbieganie z pobudzeniem na podbiegach. Ale trochę innych niż zwykle. Są to sprinty pod górkę 60-80 m na 97,5% możliwości szybkościowych. Nowy środek który wplotłem w swój plan i o którym napiszę więcej niedługo. Jeszcze 2 dni później klasyczne podbiegi 10 x 200 m, a reszta to wypełniacze regeneracyjne czyli rozbiegania. I bardzo ważne: zero ćwiczeń! Niestety byłem słabo zorganizowany i nie znalazłem czasu na ten ważny element – do poprawki. Zamierzam w najbliższym tygodniu po biegu ciągłym dołożyć zabawę biegową 10×2 min lub 8×3 min zamiast jednego wypełniacza oraz odcinki w tempie progowym 12-16 km zamiast drugiego wypełniacza. Dwa rodzaje podbiegów zostają. Zapewne będę też Pacerem NRC podczas Biegnij Warszawo więc może trafi się jakiś dodatkowy akcent zamiast tradycyjnego, długiego biegu.
A propos BW. Miałem pytanie czy można ten start połączyć z pokonanym tydzień wcześniej maratonem? I uważam, że tak, że warto wykorzystać formę przygotowaną na królewski dystans. Sugeruję tylko porządnie wypocząć czyli np. jakaś forma odnowy. Może to być jacuzzi, lekki masaż, solanka i oczywiście zakaz biegania, przynajmniej do czwartku. Dopiero po 3 dniach lekki rozruch, w piątek z 5 przebieżek 200 m po rozbieganiu, sobota wolna i niedziela rura. Naprawdę maraton bardzo mocno obciążył cały aparat ruchu i należy mu pozwolić się zregenerować.
Ale cały dzień był tylko preludium do tego co się wydarzyło w weekend czyli startów moich podopiecznych w maratonach oraz biegu na 5 km w Warszawie. Trafiły mi się do szlifowania naprawdę niezłe diamenty.
System rozwalił przede wszystkim mój kolega z pracy, który wymyślił sobie pokonanie maratonu w 4h w dniu urodzin. I w 2 miesiące, z poziomu zero doszliśmy na obrany szczyt. Z kilometrażem 40-50 km tygodniowo, przestawiając jego silnik z dynamicznego na bardziej ekonomiczny, udało się osiągnąć 3:47. To był nawet dla mnie mały szok, ale jednocześnie potwierdzenie co w takich przygotowaniach jest ważne i na jakie niuanse trzeba zwracać przede wszystkim uwagę (nie biegajcie szybko na treningach, róbcie to na zawodach).
Kolejna koleżanka z drużyny Medicover Runners zapewne wciąż zbiera gratulacje, choć od startu minęło już kilkadziesiąt godzin. Szkoda, że nikt jej nie wypatrzył w młodości bo polski sport mógłby mieć wiele powodów do chwały. Dziewczyna trenuje 1-3 razy w tygodniu (jak ładnie ją o to poproszę), a na 5 km juz jest coraz bliżej granicy 21 min. Jestem pewien, że jak porusza się w zimę regularnie to 20 min na 5 km i 41-42 min na 10 km będzie zagrożone. Jak na biegającą, zakręconą mamę z krótkim stażem treningowym, uważam, że całkiem nieźle.
Jeszcze jest Kozica, która potrafi porwać się 2 tyg. po zrobieniu 100 km biegu ultra po górach na start w maratonie i nie potrafię jej od tego odwieść. Ma fantazję, ma talent, ma miłość do biegania, a ja nie chcę jej nic z tego zabierać, choć metodycznie głowa podpowiada co innego.
I są osoby, które nie sposób tu wszystkich wymienić, które pokonały swoje pierwsze granice jak 30 czy 60min na 5 lub 10km albo pokonały siebie i w ogóle odważyły się wystartować. Zaczęły trenować regularnie i są szczęśliwe bo są aktywne. Są osoby, które trenują w ekstremalnie ciężkich warunkach skrajnej wilgotności lub gorąca bo chcą i mają ambicję się poprawiać. Są w różnym wieku i z różnym doświadczeniem ale wszystkich łączy ta sama pasja-bieganie.
To jest wspaniałe w tym wszystkim, być jakąś formą autorytetu dla tych ludzi i móc im pomagać w realizacji wyznaczonych celów. Sprawiać, że stają się szczęśliwsi poprzez taki prosty ruch, jakim jest bieganie.
Jak fajnie być zawodnikiem, jak cudownie być trenerem.